W trakcie wystąpienie  Andrzeja Tadeusza Kijowskiego (stoi) - Włodzimierz Bolecki (siedzi) i gestem nakazuje odcięcie mikrofonu.
W trakcie wystąpienie Andrzeja Tadeusza Kijowskiego (stoi) - Włodzimierz Bolecki (siedzi) i gestem nakazuje odcięcie mikrofonu.
Andrzej Tadeusz Kijowski Andrzej Tadeusz Kijowski
1650
BLOG

5 marca 2013 jury nagrody A.Kijowskiego fetowało- Stalina

Andrzej Tadeusz Kijowski Andrzej Tadeusz Kijowski Kultura Obserwuj notkę 14

W związku z tym z dniem 29 czerwca 2013 roku opiekę i nadzór  nad nagrodą oraz zadanie powołania grup researcherów oraz Rady Nagrody im. A.Kijowskiego przejmuje powołany przeze mnie Komitet Obrony Kultury, Polski i Tradycji im. Andrzeja Kijowskiego (KOKPiT).


 

 Z dniem 29 czerwca 2013 , jako jedyny spadkobierca pisarza Andrzeja Kijowskiego zm. 29.VI.1985 roku i Kazimiery Kijowskiej zm. 26. VIII. 2011 roku, wypowiadam umowę o Nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego zawartą 1.X.2010 roku przez Kazimierę Kijowską  z Biblioteką Narodową wskazując, iż z pominięciem drugiego dziedzica, którym jestem od 28 lat ja, moja śp. Matka samotnie nie miała tytułu jej podpisać. Zarazem z tym samym dniem odwołuję prof. dra hab. Włodzimierza Boleckiego ze stanowiska przewodniczącego jury jako, że także i ta nominacja bez mojej kontrasygnaty nie może być uznana za skuteczną.

 

Powodem merytorycznym wypowiedzenia są nieprawidłowości do jakich dopuszczono w procesie formowania jury i przyznawania nagrody po śmierci mojej matki śp. Kazimiery Kijowskiej. W szczególności powołanie niereprezentatywnego dla środowiska pisarskiego jury, związanego z jednym literackim towarzystwem, a w rezultacie przyznanie nagrody za rok 2011, książce wydanej w roku 2010 -  w konflikcie interesów dwóch członków tego gremium.

 Jednocześnie informuję, że z tym samym dniem tj. 29 czerwca 2013 roku opiekę i nadzór  nad nagrodą oraz zadanie powołania grup researcherów oraz Rady Nagrody im. A.Kijowskiego przejmuje powołany przeze mnie Komitet Obrony Kultury, Polski i Tradycji im. Andrzeja Kijowskiego (KOKPiT).

 Zadaniem KOKPiT im. Andrzeja Kijowskiego będzie opracowywaniu tekstów programowych, zbiorowa praca intelektualna podobna tej jaką zmarły 29 czerwca 1985 roku Pisarz wykonywał w latach 70-tych XX wieku w zespołach "Polskiego Porozumienia Niepodległościowego".

Także działalność organizacyjna i dydaktyczna, jaką autor "Listopadowego Wieczoru" inaugurował jako współzałożyciel "Towarzystwa Kursów Naukowych".

 Organizacja ta zajmie się poszukiwaniem i promocją rdzennie polskiej literatury, rozumianej jako instytucja narodowa gwarantująca niezawisłość Ojczyzny.

 Nagroda im. A. Kijowskiego przyznawana będzie za szczególnym uwzględnieniem dzieł wydawanych dziś poza tzw. Głównym nurtem: publikowanych w internecie, czy w niszowych wydawnictwach, których treść ideowa i wartości literackie są bliskie życiowej postawie jednego z nielicznych, jeśli nie jedynego, polskiego patrioty, wśród opanowanej przez bezbożników i byłych komunistów tzw. opozycji demokratycznej lat 70 i 80-tych.

 

Uzasadnienie

 

1.   Nie ulega dla mnie wątpliwości, że najwyższe oburzenie, wzbudziłby u mego Ojca fakt przyznania nagrody Jego imienia za książkę wydaną pod protekcją najdostojniejszego członka Jury, Antoniego Libery, który w miejsce laudacji wygłosił po prostu własną recenzję wydawniczą, której fragment zawarty został nawet na okładce wydanego w 2010 roku zbioru esejów. Konflikt interesów z jakim mamy tu do czynienia powinien uczciwe zgromadzenie dysponujące publicznymi pieniędzmi skłonić by książka Kołakowskiej nie mogła być brana pod uwagę w tym akurat konkursie. Bądź też Antoni Libera winien wycofać się z prac jury.

2.   Nagroda Literacka dla autora jest dziś w znacznej mierze nagrodą dla wydawcy. Umożliwia  promocję i podwyższenie nakładu. Tę nagrodę przyznano książce wydanej przez "Teologię Polityczną" jako pierwszy tom serii "Życie codzienne idei", gdzie członkiem Komitetu Redakcyjnego jest kolejny członek stworzonego przez Bibliotekę Narodową jury nagrody im. mego Ojca czyli Dariusz Gawin zamieszczający nawet na serwerze wydawcy (http://www.teologiapolityczna.pl/dariusz-gawin) swoją notę biograficzną. "Teologia Polityczna" to wydawnictwo i środowisko, z którym związani są także pozostali członkowie jury nagrody, w szczególności Włodzimierz Bolecki i Antoni Libera, którzy tam publikują, wydają swoje książki i przekłady. Mamy więc w tym werdykcie do czynienia z drugim, zbiorowym konfliktem interesów. Jurorzy przyznali nagrodę faktycznie sami sobie: wspierając instytucję, dla której pracują, która ich zaprasza i honoruje.

3.   Organ nadzorujący czyli Biblioteka Narodowa powinen był zadbać o to by stosowny zapis chroniący transparencję konkursowych standardów znalazł się w Regulaminie.[1]

4.   Nie było dla ludzi związanych z nagrodą im. A.Kijowskiego tajemnicą, że podobnie jak pierwotna jej formuła, stworzona w głównej mierze przez Jacka Bocheńskiego, uległa wyczerpaniu po roku 1990 gdy jej pierwszy laureat, a późniejszy juror Adam Michnik z członkiem jury Jarosławem Markiem Rymkiewiczem nie umieli spotkać się przy jednym stole,  tak i po odtworzeniu przez moją bardzo apodyktyczną Matkę nagrody -  ja także poczynając gdzieś od lat 2005-2008 coraz bardziej stanowczo nie zgadzałem się z całym szeregiem posunięć podpowiadanych Kazimierze Kijowskiej przez wątpliwych doradców. Prowadziły one bowiem do faktycznej marginalizacji nagrody, której werdykty coraz częściej powtarzały rozstrzygnięcia innych konkursów, były wtórne, przyznawano nagrody dziełom wybitnym lecz po wielokroć już dostrzeganym ("Madame" Antoniego Libery czy "Przyszłość z ograniczoną odpowiedzialnością" Bronisława Wildsteina) lub takim, o których dobrze mówiono w stołecznej kawiarni.

5.   Otoczona przez złych doradców czyhających na jej pieniądze, splendor nazwiska, czy też przez przedstawicieli instytucji państwowych (Ossolineum i Biblioteka Narodowa) ś.p. Kazimiera Kijowska zawierała, co trzeba podkreślić samodzielnie, a zatem wbrew prawu umowy czy ustanawiała nominacje, których bez mojej, współdziedzica praw autorskich kontrasygnaty podpisywać nie miała tytułu. Zwrócił na to wreszcie przed kilku laty uwagę dyrektor Ossolineum  Adolf Juzwenko, zorientowszy się, że instytucja ta bezprawnie weszła w posiadanie wszystkich rękopisów mego ojca.

6.   Była jednak moją matką. A nade wszystko chodziło jej o pamięć mego ukochanego Ojca. Dlatego spierając się z nią głośno, wspierałem po cichu w sferach jej obcych. Często nawet wbrew jej woli. Stworzyłem przy pomocy oddanych mi osób stronę internetową, rozbudowałem hasło Andrzeja Kijowskiego ale także stworzyliśmy osobne hasło poświęcone samej nagrodzie w Wikipedii. Moim też licznym zabiegom, popularyzującym rolę jaką Ojciec odegrał w Marcu 68 roku zawdzięczać pewnie należy fakt przyznania Andrzejowi Kijowskiemu przez ś.p. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego pośmiertnie Krzyża Komandorskiego Polonia Restituta. Matka nie udała się na tę uroczystość. Wobec mojej choroby, pod szczególną opieką poległej pod Smoleńskiem ś.p. dyrektor Barbary Mamińskiej, odznaczenie z rąk Prezydenta odebrały nieletnie jeszcze wówczas moje córki: Kamila z Emilią.

7.   Przez cały czas szukałem porozumienia. Kiedy miałem takie organizacyjne możliwości dbałem o to by Laureaci Nagrody im. A. Kijowskiego mogli w latach 2005 i 2006 /Bronisław Wildstein i Dariusz Karłowicz/ wystąpić na organizowanych przeze mnie imprezach literackich przed publicznością pięciokrotnie liczniejszą niż w konwentyklach Ossolineum. Spotykałem się z szefową Zakładu Narodowego, pisałem listy, próbowałem dotrzeć do poszczególnych jurorów. W szczególności do Włodzimierza Boleckiego, z którym polonistyczne magisterium z wyróżnieniem wspólnieśmy odbierali w roku 1976, a którego nadzwyczajna atencja do dzieła mego ojca mnie rzecz jasna cieszyła. Miło mi zawsze było go słuchać jak i innych kolegów zafascynowanych Andrzejem Kijowskim. Uderzało tylko od zawsze jakieś dziwne, właściwe tylko Boleckiemu, dążenie do wyłączenia mnie z jego z moim ojcem relacji. Nie udało się to za krótkiego życia Seniora. Dopiero zapanowanie nad wdową po Pisarzu umożliwiło temu pokrętnemu człowiekowi faktyczny zamach na moją duchową schedę.

8.   Dopiero po śmierci Matki dowiedziałem się, że ktoś i pewnie nigdy nie dowiem się kto, osaczał Kazimierę Kijowską anonimami. Ktoś czuwał by psuć rodzinne stosunki, ktoś chciał posiąść pamiątki, kto inny wyłudzał pieniądze, ktoś zasadzał się na  obrazy, precjoza, rękopisy; wreszcie prestiż i ten okruch władzy związany z prawem nadawania nagrody.

9.   Jednak Mama nie żyje. Przywłaszczycielom nie udało się przejąć majątku. Była bowiem osobą twardą lecz bezwzględnie prawą. "Ossolineum" zdobyło rękopisy, opisało je znakomicie poświęcając tom tym materiałom i choć żal mi, że nie mam (może poza kilkoma listami do mnie pisanymi) śladu oryginalnego pióra mego Taty, zbyt mocno czuję się filologiem by prosząc może Dyrektora Juzwenkę o zwrot /po wskanowaniu/ kilku oryginałów, mieć o ten "zamach" na archiwum głęboką pretensję.

10. Podobnie powinno być z Bibliotekę Narodową skoro podjęła się opieki nad nagrodą im. mego Ojca. Wydawać by się mogło oczywistym, że skoro zawarto (o czym fachowy dyrektor instytucji kultury wiedzieć musi) wadliwą prawnie umowę, należało ją po śmierci wdowy po Pisarzu, z pozostałym jedynym spadkobiercą potwierdzić. Powinienem mieć jakiś, chociażby honorowy udział w jej nadawaniu. Nawet niekoniecznie jako członek jury. Raczej jako osoba, która transparencji werdyktów strzec potrafi: jako doświadczony animator kultury, jako pisarz, jako dziedzic nazwiska i praw autorskich, po prostu jako syn swego ojca. Poziom zwyczajnego grubiaństwa zaprezentowany przez dyrektora Tomasza Makowskiego i wyznaczonego przez moją Matkę (bezprawnie jak już wskazałem) do opiekowania się Nagrodą - Włodzimierza Boleckiego przekroczył jednak wszystkie standardy obowiązujące w kulturalnym świecie. Nie poinformowano mnie ani o wstrzymaniu przyznawania nagrody, ani o jej reaktywowaniu. Nie odpowiedziano na kilka moich e-mailowych zapytań, powołano jury składające się z Tomasza Burka, Dariusza Gawina, Antoniego Libery i Wandy Zwinogrodzkiej -  osób dalekich od reprezentatywności, a w jednym (nb. zawsze dotąd bardzo mi sympatycznym) wypadku jakichkolwiek, poza znakomitym towarzyskim usytuowaniem, literackich dokonań. Nie zaszczycono mnie nawet telefonem, ani papierowym czy elektronicznym zaproszeniem na imprezę.

11. Wydawać by się mogło, że granice nietaktów zostały przekroczone. Otóż nie ! Werdykt i sposób jego ogłoszenia był już czystym rozpasaniem. Dowiedziawszy się, kto i za co otrzymał Nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego postanowiłem, że zanim się do niej odniosę przeczytam książkę uważnie "okiem mego Ojca", uruchomię aparat krytyczny, którym w końcu przez lata recenzując czy to w "Twórczości" czy w "Studiach Estetycznych" teksty filozoficzne dysponuję  i napiszę taką recenzję, jaka mogłaby wyjść spod pióra Dedala, a potem ... może pogadamy - jak doktor z doktorem. Wyniki lektury były jednak porażające. Podobnie jak cała uroczystość wręczenia nagrody, którą (w dzień po rocznicy urodzin, a zarazem imieninach mojej matki) o czym nikt oczywiście nie pamiętał, postanowiono pod dyktando Antoniego Libery, skojarzyć z ... 60 rocznicą śmierci Wielkiego Stalina.  

12. Wiem oczywiście i nie trzeba mi tego tłumaczyć, że Libera chciał być bardzo dowcipny czy przewrotny. Ma jednak przewrotność swoje granice, gdy kpi się do upadłego, jednak między swemi, co już rozdrapali ten skromny zapewne polski kąsek, który pod hasłem Nagroda im. Andrzeja Kijowskiego został Bibliotece Narodowej ze środków publicznych udostępniony. Ja również usiłowałem być dowcipny lecz i kulturalny zarazem. Nie udało mi się skomponować bukietu w trikolorze, który dla paryskiej mieszczki przecierającą swoją książką szlak dla mowy nienawiści wydawał mi się najbardziej stosowny. Jako, że na biało czerwone kwiaty autorka zdecydowanie nie zasłużyła, (a wątpię czy w tym wesołym gronie ktoś ma żywsze emocje związane z tymi kolorami) wręczyłem trzy róże krwiście czerwone stwierdziwszy, że okazują się najstosowniejsze dla osób tak żywo komentujących rocznicę zgonu Stalina. Chciałem rzecz całą poprowadzić z dowcipem, z jakimś literackim smakiem, który powinien cechować spory intelektualistów nawet wtedy, gdy walczą o pamięć i historyczną pozycję Ojca i pisarza. Pozwoliłem sobie zatem na epistolograficzny żart, który czytelnikom takich np. "Wariacji Pocztowych" Kazimierza Brandysa nie powinien być obcy. Zacząłem: "Synku mój Drogi ! Dzięki za książkę pani Kołakowskiej, którą wiem, że ze sporym finansowym wysiłkiem kupiłeś. W zamian przesyłam zaproszenie na wręczenie tej nagrody. Wyobraź sobie, że ja go też nie dostałem. Nie miał go nawet tak lubiany przez Kołakowską Grzegorz z Nysy, no ale jednak nie ośmielili się nie zaprosić Julci Hartwig, która przez sen wysłała meila do Artura.".  Nic mi się jednak prawie powiedzieć  nie udało. Zdołałem jedynie rozdać przygotowany tekst.( Czy uczciwość popłaca). Włodzimierz Bolecki, po dwu minutach przemowy zorientowawszy się, że nie mam zamiaru przyłączyć się do pochlebnego chóru, zachował się w myśl zasady moment wcześniej przywoływanej przez Antoniego Liberę. Nic jak widać nie rozumiejąc ani z poezji Herberta, ani z literackiej gry, okazał, że zna tylko "parę pojęć jak cepy", umie posługiwać się jedynie "dialektyką oprawców" nie ma też "żadnej dystynkcji w rozumowaniu". Zaczął więc przewodniczący jury gwałtownie wymachiwać rękami wywołując z podświadomości  obraz ojca laureatki:  Leszka Kołakowskiego znanego  stąd, iż w tak czule żegnanych tu czasach stalinowskich, przeganiał z mównicy z pistoletem w dłoni polskich filozofów z Władysławem Tatarkiewiczem na czele. Tak i Bolecki zażądał odebrania mi głosu. Skoro prowadzący nie umiał się na to zdobyć Bolecki użył "składni pozbawionej urody koniunktiwu". Oświadczył, iż zebrano się po to by Agnieszkę Kołakowską chwalić, wyrażać jej szacunek, a nie po to by obrzucać ją  anonimowymi oskarżeniami i ... odłączono mi mikrofon.

 

Zostałem więc ja: Andrzej Tadeusz Kijowski jedyny dziedzic praw autorskich i majątkowych moich zmarłych rodziców Andrzeja i Kazimiery Kijowskiej na imprezie mającej upamiętniać mego ojca nazwany anonimem. Nagrodę przyznano w konflikcie interesów, z naruszeniem elementarnych zasad transparencji i obiektywizmu -  za książkę, której autorka nazywa się "bezbożnicą", a laudator człowiekiem "małej wiary". Zatytułowany "Wojny Kultur i inne wojny" zbiór esejów Agnieszki Kołakowskiej to nagromadzenie tekstów pełnych nienawiści do mahometan. To niebezpieczna książka, pisana wprawdzie z pozycji ateistycznych, jednak jej celem jest zaangażowanie polskich chrześcijan w podsycany tą rozprawą śmiertelny konflikt judaizmu z islamem. Uważam, że to wystarczający powód by stwierdzić, iż jury zorganizowane przez dyrektora Biblioteki Narodowej nie ma kwalifikacji stricte narodowych, nie mówiąc o moralnych, by dalej przyznawać Nagrodę im. Mego Ojca Andrzeja Kijowskiego. Grono to może za to łatwo przekształcić się w komitet jakiejś innej nagrody np. dla literatury post-rewizjonistycznej dedykowanej powiedzmy ... "Sierotom po Stalinie".

 

Znany jest mi bowiem stan prawny, szczególnie wynikający z art.83 Ustawy Prawo Autorskie. Wynika zeń, że prawo nie chroni moich osobistych dóbr i gdyby była taka wola jurorzy mogą wraz ze skradzionym mi nazwiskiem i wizerunkiem Ojca, udać się pod opiekę np. Ambasady Rosyjskiej. Ochrona tej ostatniej nie dość, że sierotom po Stalinie znajoma, może się nawet okazać mniejszym złem w obliczu najazdu bisurmanów, na który - wzniecając na  terytorium Słowian wojnę judejskich i islamskich kultur Agnieszka Kołakowska  nas Polaków naraża.

Przeto praw mych do wizerunku Ojca nie mam zamiaru dochodzić przed sądami powszechnymi. Gdy nie chroni nas prawo - pozostają obyczaje. Są jeszcze kodeksy etyczne i honorowe. Zwracam  się zatem do opinii publicznej. Apeluję do wszystkich adresatów tego listu z Sądem Koleżeńskim Stowarzyszenia Pisarzy Polskich na czele, jego czytelników, ludzi dobrej  woli, by pomogli mi położyć kres prezentowanemu przez ten zespół ludzi chamstwu i bucie. By osobom, które wbrew woli następców i dziedzica zamierzają się na skarb duchowy ojczyzny i pamięć rodziny, przypomnieć, że mówiąc słowami Sienkiewicza jest: "stary, polski i słowiański obyczaj, mocny jak prawo, znany na Podhalu, w Krakowskiem, a nawet i w innych krajach, " że "Znali obyczaje rycerze, znali kmiecie, znał polski lud miejski - a słyszeli o jego mocy i Niemcy, z dawniejszych czasów w grodach i miastach polskich zamieszkali.", że syn każdy ma prawo przywłaszczycielom ojcowizny powiedzieć: "Wojna więc, wojna wieczna, wojna na śmierć i wojna święta, i powszechna, przeciw wszelkim ciemięzcom, przywłaszczycielom, i bezbożnikom!".

 Kto prywatę uprawia, obyczaju rodzimego nie szanuje, a kulturę Polską na cudzą wojnę posyła - niech nie będzie obdarzony szacunkiem, niech otrzyma zasłużoną wzgardę, niech  się oddala precz od domu, Stowarzyszenia i  dziedzictwa mego.

 Zarazem oświadczam, iż w miejsce Nagrody im. Mego Ojca, która przez 22 edycje nie służyła dobrze ani kreacji autentycznych polskich elit, ani pamięci autora "Listopadowego Wieczoru", a rodzinie mojej więcej przysporzyła zgryzot niż chwały - powołuję i niniejszym dyskusję nad jego kształtem otwieram KOKPiT - Komitet Obrony Kultury, Polski i Tradycji im. Andrzeja Kijowskiego.

 W skład tej organizacji nie mam zamiaru powoływać żadnych dekorujących pseudo autorytetów. Wszystkie bowiem, co do jednego, po każdej  stronie sceny politycznej, zostały skompromitowane.

Zamiarem moim, a raczej naszym nie może być rozdawanie jednostkom pieniędzy, których nie mamy. Nie ma bowiem dla mnie najmniejszych wątpliwości, że gdyby mój Ojciec miał dożyć  85 urodzin nie opływałby w dostatki jak niektórzy jego dawni przyjaciele lecz byłby z pewnością z wykluczonymi i pozbawianymi pracy. Zapewne na daleko bardziej od Jarosława Marka Rymkiewicza wysuniętej  pozycji odrzucenia. Pozostałby pewnie wierny swym przyjaciołom: Janowi Olszewskiemu, Zdzisławowi Najderowi i żadna "Teologia Polityczna", że o "Gazecie  Wyborczej" nie wspomnę nie zawracałaby sobie dziś żywym Andrzejem Kijowskim głowy.

Zapraszam zatem  do współpracy osoby, które zechcą podjąć się organicznej pracy niezbędnej do spopularyzowania, wyszukiwania, obiektywnej oceny rdzennie polskiej literatury, rozumianej  jako instytucja narodowa, jedyna, która może ocalić Polskę przed najazdem bezbożników takich jak ci, którzy usiłują skraść synowi ojca, a ojczyźnie jej literaturę.

 Osoby zainteresowane współtworzeniem takiego komitetu proszę o kontakt pod adresem

Andrzej.Tadeusz@Kijowski.pl



[1]Por. np. Regulamin przyznawania nagród Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ogólnopolskim konkursie Zabytek Zadbany: "W przypadku gdy członek Jury jest posiadaczem, właścicielem, zarządcą lub miał udział w pracach konserwatorskich i restauratorskich przy zgłoszonym zabytku, wstrzymuje się od głosowania w danej kategorii."

Zobacz galerię zdjęć:

Tekst laudacji Antoniego Libery opublikowany 3 lata wcześniej na okładce nagrodzonej książki
Tekst laudacji Antoniego Libery opublikowany 3 lata wcześniej na okładce nagrodzonej książki Nota edytorska z nazwiskiem jurora Dariusza Gawina wymienionego jako redaktora serii, w której wyszło nagrodzone wydawnictwo.

Komandor Polonia Restituta     Moje poglądy polityczne są - gramatyczne.      Nie głoszę takich, które źle brzmią po polsku.            „Opis obyczajów w 15-leciu międzysojuszniczym 1989-2004”  „Organizacja kultury w społeczeństwie obywatelskim na tle gospodarki rynkowej. Czasy kultury 1789-1989”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura