NASA dementuje. Nie będzie zaćmienia centrum galaktyki w czas zimowego przesilenia. Słowem "innego końca świata nie będzie ". ____________________________________________________________________________________
Nie chce mi się już pracować, szczególnie, że za moją pracę nikt już od lat nie płaci. Mam poczucie, że zrobiłem co było do zrobienia. Czasem ufam, że z tych czterech tysięcy papierowych woluminów , któryś przeżyje apokalipsę klęsk, tsunami, oraz rozpadu internetowej sieci jaką niektórzy proporokują na 21 grudnia tego roku. Dając świadectwo prawdy. Mojej czy naszej prawdy jedynej. Oglądam katostroficzne filmy w HD. Myślę o kalendarzu Majów i nadchodzącym ponoć w czas zimowego przesilenia zaćmieniu centrum galaktyki przez słońce i jego planety. Weryfikuję je by stety czy niestety znaleźć na oficjalnych stronach Nasa, zdecydowane dementi.
The Secret NASA Conspiracy Some advocates for the 2012 catastrophe say that what will actually cause the devastation is an alignment of planets. There is no planet alignment on the winter solstice in 2012. Nonetheless, advocates of doom connect the fictional alignment to astrological predictions or groundless claims about a reversal of Earth's magnetic field and unprecedGented solar storms. Many internet postings and guests on all-night apocalyptic radio have elaborated on these themes.
Ale czy mam im wierzyć skoro nawet salonowy sceptyk Muki pisał: "Prawdę powiedziawszy to faktycznie dojdzie do zaćmienia centrum galaktycznego przez Słońce, gdzie Ziemia znajdzie się w tak zwanym stożku cienia." ?
Czas płynie nieubłaganie. Ten kosmiczny i nasz osobisty. Z biegiem lat przyspiesza niby krzesełka na rozpędzonej karuzeli. Coraz prędzej, coraz szybciej, łańcuchy prężą się, mięśnie wiotczeją, głowa opada w tył. Aż wznoszone w górę krzesełka ustawią się równolegle do ziemi i ... pękną łańcuchy, poszybujemy gdzieś w ciszy - w stronę słońca. My, każdy z osobna, a może i cała nasza nadzieja, kraj, kontynent, czy nawet planeta.
Nie wiem, czuję że mój świat się skończył. Z tym nowym, w którym rządzi układ obama-merkel-putin, migalscy, ziobry, romaszewscy, czy tuski, z tym nowym, mediapolitycznym, w którym nawet Krzysztof Pomian dostrzega "oligarchiczne wyrodnienie demokracji" nic mnie już nie łączy.
No może poza, jakby powiedziała Agnieszka Romaszewska "zawyżoną samooceną"...
Tymczasem słucham słów Tuska skierowanych do lekarzy: "Będą konsekwencje. Gdy się przygotuję powiem jakie". Wspominam wspierane przez HGW białe miasteczko pielęgniarek, w którym to ( mateczki urokliwego Olka i wilczego Donka) wysadzały najprzyjaźniejszy sferze budżetowej rząd Kaczyńskiego. Czytam uchwałę radnych Warszawy nr 615/2011 faktycznie wywłaszczających ludzi, którzy dorobek swego życia włożyli w komunalne stołeczne mieszkania i ... powtarzam za Miłoszem:
W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.
(Czesław Miłosz "Piosenka o końcu świata")
