Andrzej Tadeusz Kijowski Andrzej Tadeusz Kijowski
452
BLOG

Po Marcu‘ 68 - Pucharek ze strużką (Tomaszowi Jastrunowi)

Andrzej Tadeusz Kijowski Andrzej Tadeusz Kijowski Rozmaitości Obserwuj notkę 12

Przyjaźń się ponoć podobieństwem żywi. Łączą nas poglądy.  Doświadczenia Pokoleniowe. Takie jak Marzec'68 czy Sierpień '80 roku. Także miejsca, a nawet sprzęty, w których się wychowano. Ja wychowałem się w Warszawie blisko Placu Zbawiciela  i Politechniki – przy Jaworzyńskiej. Przed Marcem - z tym wszystkim co zmieniło się potem.

Mieszkam tu bez mała 40 lat - rzecz jasna z przerwami. Ale to tu, gdzie mnie zastała dojrzałość, gdzie do końca swych dni mieszkał Andrzej Kijowski, pisarz i mój Ojciec skupiało się najważniejsze. Tu przeplatał się czas osobisty z biegiem historii i polskim społecznym losem.

Nie widać stąd mokotowskiego, kipiącego zmianami pola.  Przecięta wąwozem metra i ulicy Waryńskiego  Jaworzyńska  podzielona jest dziś na dwie części. Tę dochodząca do kamienicy  Marii Dąbrowskiej przy Polnej 40  – i moją: od Mokotowskiej i Teatru Współczesnego. Mój dom z numerem piątym jest osadzony w studni i ma mało światła. Ale za to  nie dochodzą tu ani widoki, ani nawet gwary z ulicy.

Mieszkanie to otrzymał mój Ojciec w roku 1971. Otrzymał je w drodze zamiany, na którą poświecił wszystkie środki z literackiej nagrody im. Alfredea Jurzykowskiego. Odstępującym był emerytowany fryzjer, który zdaje się  chciał się odłączyć od rodziny syna, skądinąd znanego dziennikarza. Spotkałem tego człowieka raz czy drugi w środowisku ale nie rozmawialiśmy nigdy. Bo też niby nic nas nie łączy -  jeśli wychowanie na tych samych klepkach, wśród identycznej glazury w łazience - mimowiednie nie spaja gdzieś ludzi.

Wprowadzaliśmy się wiosną ’71 roku. Po Gierku, który pozwolił się ludziom bogacić. No to się bogacili. W przeprowadzce i urządzaniu pomagali przyjaciele. Wszystkich spotykało się wtedy na obiadach w stołówce Związku Literatów przy Krakowskim Przedmieściu.

To było niesamowite miejsce. Istna wylęgarnia wspólnoty. Można się tam było teatralnie omijać. Okazywać pogardę i niechęć. Było też gdzie zadzierzgnąć nic sympatii. Związek mych rodziców z Hanuszkiewiczem zaczął się chyba od chwili, gdy po marcu 68 roku przyjąwszy po Dejmku Teatr Narodowy ten aktor i reżyser narażony został na towarzyski ostracyzm. Nie tylko zresztą towarzyski. Artystyczny także. Po premierze „Kordiana” z Andrzejem Nardellim i muzyką Kurylewicza, Konstanty Puzyna i inni krytycy suchej nitki nie zostawili na Inscenizatorze. Wziął mnie na ten spektakl Ojciec -  czternastoletniego. Siedziałem z zachwytu oniemiały. Znałem już „Kordiana”, fragmentami na pamięć. - Pieśń Kordiana dla Laury, balet w czerwonych spódnicach na jej łożu, a przede wszystkim dwugłos kruchego chłopca i dojrzałego mężczyzny, że o słynnej Drabinie, Strachu i Imaginacji z potężnymi  latarkami  nie wspomnę. Te chwyty teatralne oddały mnie Hanuszkiewiczowi w niewolę na lata. Widziałem jak Ojciec popatrywał na mnie. Widziałem jak budzę w nim romantycznego chłopca i razem nie bacząc na subkontekst towarzysko -polityczny jak dwaj zapaleńcy pobiegliśmy gratulować Hanuszkiewiczowi.

Wtedy Ojciec, któremu jeszcze wtedy nie wolno było pisać pod nazwiskiem opublikował w „Twórczości” pod szeroko rozpoznawalnym pseudonimem Dedal bardzo pochlebną z tego spektaklu recenzję. Miało to dla Adama spore znaczenie. W dużym stopniu pomogła mu zrzucić z siebie odium infamii. Podszedł do nas w Związku, podziękował. Potem dosiadał się już coraz częściej. I tak zaczęła się przyjaźń.

Przez podobieństwa. W 71 roku Hanuszkiewiczowie ( tzn. Adam z Zosią Kucówną) wyprowadzili się z maleńkiego mieszkanka gdzieś na chyba na Solcu i dostali wspaniałe mieszkanie w Alei I Armii Ludowego Wojska Polskiego, jak wtedy nazywano ulicę Szucha. Mój Ojciec zdobył Jaworzyńską. Na Kilińskiego urządzali się i przeprowadzali dalej także świeżo importowani z Łodzi Jarek z Ewą Rymkiewiczową. Stolik jadalny ze Związku przenosił się zatem coraz chętniej do naszych powiększonych i upięknianych  mieszkań. Na Jaworzyńskiej stale bywali Artur Międzyrzecki z Julą Hartwig, Joasia Guze, wkrótce do tego grona dołączył Zbyszek Herbert z żoną Kasią. Przyjechali po wielu latach tułaczki po europejskich stypendiach wielkim kampingowym Volkswagenem. Kupili piękne mieszkanie na Promenady – więc oni się też urządzali.

Gdy nastał dzień przeprowadzki pod Armii Ludowej 6 na Latawcu podjechał ogromny wóz transportowy użyczony przez dyrektora Teatru Narodowego. Ekipa maszynistów sceny z największą pieczołowitością przeniosła meble i bibeloty. Było już po malowaniu. Zaczęło się urządzanie.

Mieszkanie przy Jaworzyńskiej wielkie nie jest lecz rozkład ma nader ciekawy. Chodzi w kółko. Z korytarza na wprost trafia się na mały pokoik w prawo i dwa główne, przejściowe, a rozdzielone dużymi przeszklonymi drzwiami. Można by jeździć po nim na welocypedzie: od drzwi wejściowych amfiladą prosto potem w lewo, raz jeszcze w lewo i powrót do wejścia gospodarczym korytarzem.

Mieszkania były głównym tematem rozmów. Ich urządzanie rozrywką. Co chwila w Klubie Literatów wyjmował ktoś serwetkę i malował rozkład swoich pokoi. Kazikowie Brandysowie mieszkający na Nowomiejskiej nie urządzali się wprawdzie ale jako, że było to tuż przy Staromiejskim Rynku, a Pani Maria Zenowicz pracowała po stronie Barssa w Muzeum Literatury sąsiadującym ze znakomitą Desą, stało się więc obyczajem, że po obiedzie spacerowano do Des-y oglądać: a to zarezerwowany stolik, filiżankę do herbaty, czy … kieliszek z wydrążoną nóżką.

No więc kupili rodzice, co mieli kupić. Komody, jakiś pomocnik kredensowy, nocne stoliki, piękną sekreterę z tysiącem szufladek, sufitową lampę z kryształowych paciorków, srebrne lustro, a pod nim toaletkę.  W zajmowanej przez Ojca balkonowej części amfilady znalazł się mały henrykowski sekretarzyk, a także biedermajerowskie, jak większość zakupionych sprzętów  biurko na nogach w kształcie liry, lekkie – z jedną ale wielodzielną szufladą. Teatralny tapicer obijał ściany materiałem, a  Adam Hanuszkiewicz wkroczył, na któreś imieniny przynosząc na głowie zarezerwowane gdzieś na występach, dobro wyłącznie eksportowe - dębowe krzesło kapitańskie, na którym Ojciec zwykł był odtąd siadywać pisząc.  

Tylko to krzesło i biurko Ojca  ocalało po interwencji diabła, który wstąpiwszy pięć lat temu w jedną z mych nielicznych żon miota się teraz i grasuje. Porwał matkę staruszkę, a sprzęty cenne i ruchome poniosło, gdzieś w przestworza.

Nie ma już sreber ani platerów, z zastawy – ocaliłem kieliszek. Pucharek szklany z wydrążoną nóżką, do której wciekający napój znaczy go pionową stróżką. Nie znajdziesz już dziś nigdzie takich. Przed laty – bywały. Kilka: dwa, może trzy rodzice kupili. Jeden zabrałem. Zbiła mi go któraś z kobiet. To było w stanie wojennym. Przejęła się, odnalazła i odkupiła. Gdy zbiła się nasza miłość - dobrowolnie wyrzuciłem pucharek przez okno. Wróciwszy na Jaworzyńską jeszcze jeden taki kieliszek zastałem. Używam go, dotykam, czasem grzeję w dłoniach -  jakbym czuł w nim Graala.

Jest więc przestrzeń. Zostało biurko, fotel i kieliszek. Meble diabli wzięli. Lecz gdzie się podziali ludzie ? Bo przecież te mieszkania urządzano nie dla siebie. Nie lokowano w nich jakiś finansowych ambicji. Urządzano je dla spotkań. I zebrań potem było wiele. Legalnych i nielegalnych, radosnych i smutnych. W domu mojego Ojca raz na dwa tygodnie odbywała się kolacja z Brandysami, Joasią Guze,  Międzyrzeckimi, Rymkiewiczami, Herbertami. Na większe imprezy Antoni Słonimski przyprowadzał swój „personel” czyli Adasia Michnika i pannę Lorenzównę (dziś prof. Alina Kowalczykowa). Częstymi gośćmi byli państwo Trzeciakowscy, Szczepkowscy oczywiście Hanuszkiewiczowie.

W ciemnym pokoju podchmielony Herbert padał na kolana, pies Kali wyżywał się na kolanach Artura Międzyrzeckiego, Adaś Michnik łapał mnie w przelocie w gospodarczym korytarzu, gdym mieszkał z pierwszą żoną na Nowomiejskiej u Brandysów – prosząc  bym otworzył dostępny mi lokal na magazyn dla bibuły Chojeckiego. Bo i to jeszcze trzeba dodać, że te mieszkania urządzane wspólnie stały się zaczynem wspólnoty. W czasie matury spędzę ponad miesiąc słuchając koncertów Stefana Kisielewskiego, w sąsiadującym z mieszkaniem Kisiela ściana w ścianę mieszkaniu Hanuszkiewiczów w Alei Szucha. W oczekiwaniu na własną kawalerkę na Chłodnej przemieszkam rok prawie najpierw u  bawiących na stypendiach Herbertów na Promenady, potem na Nowomiejskiej u Brandysów. I nie zawaham się, by ściągnąć tam kolegów: Andrzeja Urbańskiego i Marka Karpińskiego, z którymi słuchając proletariackich pieśni z płytoteki pana Kazimierza zbijaliśmy „Białą księgę cenzury” dla NOW-ej.

Kiedy 15 grudnia 1981 roku czekałem  na Jaworzyńskiej na wieści o losie wywiezionego Taty, odezwał się gong. Najpierw długo wchodziły kwiaty, a za nimi pojawiła się pierwszy raz w tym domu maleńka Agnieszka Osiecka, która nb. nie wiedziała o internowaniu - chciała tylko podziękować za Ojca wystąpienie na Kongresie Kultury Polskiej.Teatr Domowy 1987

Potem w 1987 roku już po śmierci Ojca w przejściowym niemal teatralnym pokoju wielu moich znajomych mogło oglądać jedną ze sztuk Havla wykonywaną przez aktorów tzw. Teatru Domowego.

Od tego czasu minęła epoka. Mamy czy też mieliśmy wolność. Sprzęt elektroniczny potaniał. Precjoza zdrożały. Mieszkam na opustoszałej Jaworzyńskiej sam z córką. Przeglądam zdjęcia, macam sprzęty, spisuję memłary. Czasem jakiegoś kolegę zaproszę.

Lecz coraz trudniej się zmówić. Skoro nie można wpierw natknąć się na siebie – jak jeszcze po Marcu'68  na Krakowskim Przedmieściu u Literatów.

 

 

Kawaler Krzyża Komandorskiego Polonia Restituta     Moje poglądy polityczne są - gramatyczne.      Nie głoszę takich, które źle brzmią po polsku.            „Opis obyczajów w 15-leciu międzysojuszniczym 1989-2004”  „Organizacja kultury w społeczeństwie obywatelskim na tle gospodarki rynkowej. Czasy kultury 1789-1989”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości